Na grafice na żółtym tle zdjęcie pana Jana Pietrzykowskiego i Franciszka Kowalczyka i tekst opisujący temat wywiadu

MOSiR: Dziś z nami dwóch gości, duet, mistrz i jego uczeń Jan Pietrzykowski i Franciszek Krakowczyk. Możecie się nam przedstawić, czym obecnie zajmujecie się na co dzień, gdzie mieszkacie i w jakim zakresie jesteście związani ze sobą w kontekście tytułu naszego wywiadu?

Jan Pietrzykowski: Nazywam się Jan Pietrzykowski, jestem emerytem górniczym, aktywnym pilotem i instruktorem szybowcowym. Udzielam się na lotnisku w Gotartowicach przy szkoleniu młodzieży na szybowcach. Mieszkam w Żorach, prowadzę tutaj zajęcia w modelarni MOSiR Żory. W modelarni mamy podstawową szkółkę modelarską, Ci którzy ją ukończą mają prawo być członkami modelarni i uczestniczą w zajęciach grupy wyczynowej.

Franciszek Krakowczyk: Dzień dobry, nazywam się Franek Krakowczyk, jestem uczniem VIII klasy Szkoły Podstawowej nr 3 w Żorach, na co dzień robię to co większość dzieci, a modelarstwem zająłem się około 2014 roku, wtedy wziąłem udział w pierwszych zawodach. Na zajęcia do Pana Janka chodzę od 2012 roku. Zaczynałem od budowy latawców, rakietek, od najprostszych modeli. Miałem wtedy 5 lat.

Żorska szkółka modelarska , to już ponad 30 lat działalności. I od początku do teraz związana jest z pana osobą. Może nam Pan coś powiedzieć o jej historii i obecnym jej funkcjonowaniu?

Gdzie się mieści, ile osób skupia, kiedy zajęcia i jaka jest tam Pana rola?

Jan Pietrzykowski: Modelarstwo w Żorach to już jest historia kilkudziesięciu lat, początki były  w Domu Kultury, potem długie kilka lat pod egidą Spółdzielni Mieszkaniowej, kiedy spółdzielnia zrezygnowała z finansowania zajęć, żeby nie zmarnować dorobku, który wtedy był już bardzo duży, szkółkę przejął MOSiR Żory, którą opiekuje się do dziś. Ja zajmuję się szkółką od 20 lat, wcześniej przede mną byli jeszcze Panowie Głowacki i Płażewski. Zaczynałem w bloku nr 7, a na wiosnę będzie już 20 lat od kiedy mamy siedzibę obok klubu „Iskierka” w pawilonie nr 17 na osiedlu 700-lecia. W tej chwili stan szkółki to młodzież i dzieci – 13 modelarzy, zajęcia w poniedziałki i czwartki od 16.00 do 18.00. Tam zaczynamy od podstawowych rzeczy dla początkujących, od budowy prościutkich modeli z papieru poprzez latawce balony, potem coraz większe modele konstrukcyjne, aż dochodzimy do budowy modelu typu „Jaskółka”. Popularnie nazywamy to klasa F1AM, z tymi modelami nasi adepci startują już w corocznych zawodach będących podsumowaniem działalności modelarskiej.  Po tych godzinach w modelarni pracują starsi modelarze. Szkółka od lat współpracuje z Aeroklubem Rybnickim. Zajęcia są prowadzone w Szkółce MOSiR, ale w zawodach starujemy pod szyldem Aeroklubu, dlatego, że taka jest struktura modelarstwa w Polsce. Aeroklub Polski jest federacją, aerokluby regionalne są klubami a my jesteśmy stowarzyszeni w tym aeroklubie. Jest to niejako obowiązkowe bo inaczej nie otrzymamy licencji, występujący o licencję musi być członkiem jakiegoś aeroklubu. A nasza współpraca z Aeroklubem Rybnickim układa się bardzo dobrze.

Wróćmy do Pana pasji, którą Pan rozwijał od dzieciństwa w zakresie lotnictwa i modelarstwa. Dlaczego Pan jest w tym miejscu i jak to wszystko ewaluowało w Pana życiu, jakie były etapy Pana drogi do instruktora modelarstwa i pilota?

Jan Pietrzykowski: U mnie to się zaczęło na początku szkoły podstawowej. Nad moim domem latały szybowce i samoloty. Mieszkałem na Zamojszczyźnie. Po latach się dowiedziałem, że to była słynna trasa przelotów szybowcowych z Leszna na Hrubieszów. To około 500 km. Także latały nad moją głową. W południe szybowce a wieczorem samoloty, które ściągały te szybowce do Leszna. Razem z kolegą, który miał warsztat stolarski, z odpadów listew zaczęliśmy robić samolociki, takie dwupłatowce ze śmigłem. A już na poważnie, do Zamościa miałem dość daleko, więc do modelarni nie było mowy, ale kiedy przyjechałem tutaj na Śląsk w wieku 14 lat, w szkole górniczej do której chodziłem była modelarnia. Człowiek uczył się rysunku technicznego, miał jakieś pojęcie, mieliśmy stolarnię. Ukończyłem tą szkółkę, otrzymałem świadectwo modelarskie, szef sekcji modelarskiej w aeroklubie, to był etat wtedy, w okręgu było prawie 30 modelarni, zaproponował mi udział w kursie instruktorskim modelarstwa lotniczego. To był ogólnopolski kurs dla nauczycieli. Ja tam pojechałem mając niespełna 17 lat, moja wiedza, a szczególnie zdolności manualne, pozwoliły mi na ukończenie kursu z drugą klasą instruktorską. Nauczyciele otrzymywali trzecie klasy bo zaczynali od podstaw, a ja zaczynałem od zaawansowanych modeli. Było nas dwóch z całej Polski. Gdy wróciłem poszedłem pracować do Domu Kultury na Rymerze w Niedobczycach, tam już była modelarnia wcześniej, prowadził ją Pan Dilich, a później ja przejąłem jej prowadzenie. Moim marzeniem było latanie na szybowcach, a że jeszcze nie miałem średniego wykształcenia, to stwierdzono, że jestem nierozwojowy i na szkolenie szybowcowe się nie dostanę. Z dwojga złego wybrałem spadochrony, poszedłem zrobiłem kurs spadochronowy i przez dwa sezony jeździłem do Katowic na skoki spadochronowe, mam ich 18 na koncie. W między czasie zakład pracy wytypował mnie i zacząłem chodzić do technikum. Wtedy ponownie zacząłem się starać o szkolenie na szybowce. Prowadziłem już wtedy modelarnie, a aerokluby „stały” na modelarniach i wtedy mnie przyjęto. Bardzo szybko, w ciągu dwóch miesięcy ukończyłem szkolenie, zrobiłem trzecią klasę szybowcową. Latałem rekreacyjnie, dla siebie. Oczywiście zdobyłem licencję szybowcową. W między czasie Dyrektor Aeroklubu stwierdził, że mam takie zacięcie nauczycielskie i wysłał mnie na kurs instruktorów. Byłem najstarszym kursantem z grupy ale udało się szkolenie ukończyć

No to teraz przejdźmy do naszego młodzieńca Franka. Od kiedy parasz się modelarstwem i dlaczego właśnie tym, czy ma to jakiś związek z tradycjami w Twojej rodzinie?

Franciszek Krakowczyk: Jak już mówiłem z modelarstwem mam do czynienia od 2012 roku, zacząłem się tym interesować też dlatego, że mój tata zna Pana Janka. I zaproponował, abym spróbował modelarstwa. Mój dziadek przez długi czas latał w liniach lotniczych, kiedy przeszedł na emeryturę latał ze spadochroniarzami w Gliwicach. Dziadek chodził, też do modelarni w Domu Kultury w Żorach. A tata jest lotnikiem, bardziej hobbistycznym, dla przyjemności. Ma licencję zawodową, pracował w firmie, która ma samolot i tam też pracował m.in. jako pilot. Można powiedzieć, że modelarstwo czy też lotnictwo mam w genach po dziadku i tacie.

Już w zeszłym roku głośno było o Franku modelarzu z Żor który powołany został do kadry narodowej. Opowiedz nam o twoich sukcesach w modelarstwie no i na koniec opowiedz o twoim świeżym sukcesie z 24 października. Bo jesteś nowym Mistrzem Polski, jak to zrobiłeś ?

Franciszek Krakowczyk: Od początku swojej kariery, że tak powiem osiągałem dobre wyniki. W pierwszych zawodach w moim życiu zająłem 3 miejsce. Startowałem w kategorii juniorów młodszych, teraz już w kategorii juniorów. Byłem m. in. Drużynowym Mistrzem Polski w juniorach młodszych i teraz zdobyłem tytuł Mistrza Polski. W zeszłym roku zostałem powołany do kadry za bardzo dobre wyniki w całym sezonie. Z reguły dzieje się tak że na podstawie wyników całorocznych trener kadry typuje kadrowiczów do reprezentowania kadry na ważnych zawodach. Mamy w świecie modelarzy 6-7 takich ważnych imprez plus Mistrzostwa Polski. Ja jestem w kadrze modeli F1E, a wszystkich kategorii jest kilkanaście. Październikowe zawody odbyły się na znanej już nam górce w Toszku, była mgła start zawodów przesunięto ze względu na słabą widoczność. Zawody mają zazwyczaj pięć kolejek, można je skrócić w razie potrzeby. Każda kolejka, runda trwa godzinę lub trochę więcej, zależy jak zdecyduje prowadzący zawody. W każdej kolejce mamy jeden lot, w którym musimy wykręcić jak najlepszy wynik, czas. Komisja modelarska ustala maksymalny czas lotu, który jest zaliczany. Model może wykonać dłuższy lot, ale liczy się tylko ten czas ustalony przez komisję. Natomiast jeżeli lot jest krótszy to otrzymujemy mniej punktów. Za maksymalny czas jest 100 punktów w danej rundzie. Tym razem maksymalny czas w pierwszej rundzie to było 120 sekund a w pozostałych po 180. W pierwszej osiągnąłem maksymalny czas, w drugiej miałem trochę słabszy wynik 126 ze 180 sekund. W pozostałych rundach uzyskałem maksymalne czasy. Wszystko rozstrzygnęło się w piątej kolejce, gdzie moi przeciwnicy potracili sporo punktów. Pomimo umiejętności, modeli, jest tu też trochę loterii, bo wiatr to po prostu żywioł.

Franek pasjonujesz się modelarstwem, być może czymś jeszcze? Czy tylko budujesz samoloty czy może już nimi latasz? Bo przemknęło mi już zdjęcie przed oczami, gdzie widzę cię za sterami w kabinie.

Franciszek Krakowczyk: Tak to prawda, latałem często z tatą, rekreacyjnie w małym samolocie. Robimy to rzadko, bo nie zawsze mamy czas, staramy się to podtrzymywać. Natomiast samoloty i szybowce budowałem kiedyś, teraz mam na to mniej czasu, więc tylko startuje w zawodach. Jeśli chodzi o inne pasje, to jestem harcerzem, lubię pływać i jestem młodszym ratownikiem WOPR-u.

Panie Janku, Franek aktualnie jest w kadrze Polski, czy przynależność do kadry wiąże się z reprezentowaniem kraju w zawodach międzynarodowych za granicą?

Jan Pietrzykowski: Kadra liczy aktualnie sześć osób. Z tego trzy osoby wyjeżdżają na imprezy międzynarodowe. W ubiegłym roku Franek miał wziąć udział w takich zawodach, ale niestety zostały one odwołane, mają dojść do skutku w tym roku. W zeszłym roku miały się też odbyć Mistrzostwa Europy w Rumunii, też je dowołano. Natomiast jako Mistrz Polski Franek ma teraz bardzo dużą szansę aby wejść do tej trójki najlepszych w kadrze w tym roku, zdobył bardzo dużo punktów do rankingu, co gwarantuje mu udział w tej ścisłej kadrze. Dodatkowo odbywały się u nas trzydniowe zawody Pucharu Świata, Franek w kategorii generalnej je wygrał.

Panie Janku Pana modelarnia to można powiedzieć kuźnia talentów, poza sukcesami Franka to Pana podopieczni od lat osiągają sukcesy i zdobywają nagrody. Proszę się pochwalić, o kim i o czym warto wspomnieć przy okazji naszego wywiadu? Ile wyszkolił Pan osób w swoim życiu?

Jan Pietrzykowski: Prowadzę takie statystyki od jakiegoś czasu, nie od samego początku. Mam taki rejestr osób, które się przewinęły przez modelarnię. W tej chwili jest już tych osób około 800 i mówimy tutaj tylko o żorskiej modelarni. Tak się składa, że są te trzy kategorie junior młodszy, junior i senior. W dwóch ostatnich za wielkich szans nie mamy,  dlatego że tam już rządzi technika i modele są bardzo wyrafinowane technologicznie, konstrukcyjnie. Tam gro modeli zawodnicy już kupują. Po prostu niektóre elementy są nie do wykonania we własnym zakresie. Natomiast w kategorii juniora młodszego obowiązują przepisy, że model nie może mieć za wyjątkiem kadłuba elementów z tworzyw sztucznych. Wszytko jest z tradycyjnych materiałów. I tutaj jako dobrzy rzemieślnicy mamy pole do popisu. Takich modeli mamy dużo. Wracając do pytania to w ostatnich 2-3 latach w tych naszych kategoriach wiekowych mamy rok rocznie po 5-6 medali Mistrzostw Polski indywidualnie i drużynowo, czy też w Pucharze Polski. 7 listopada tego roku są jeszcze podwójne zawody zaliczane do Pucharu Polski, tam mamy szanse na kolejny medal. Z resztą Puchar Polski jest trudniej zdobyć niż Mistrzostwo Polski, bo trzeba osiągnąć dobre rezultaty w kilku imprezach. Nie jest to impreza jednodniowa jak Mistrzostwa Polski. Mamy w tej chwili pięciu zawodników, którzy mogą powalczyć o medale.

Macie dziś ze sobą modele samolotów, tytuł Mistrza Polski wywalczony został w jakiej klasie i jakim modelem? I jak wygląda przygotowanie modelu do zawodów do sezonu, ile to trwa?

Jan Pietrzykowski: Modele dla juniorów młodszych budujemy sami, od podstaw. Korzystamy oczywiście z mechanizmów zegarowych, które zakupujemy. Czasami kupujemy rury do kadłubów, jest to kevlar, jest to dość duży wydatek, ale jest to lekkie, mocne. Modele później testujemy, musza być dobrze wyważone, przede wszystkim muszą być proste, nie mogą mieć żadnych zwichrowań, bo nie polecą prosto. W związku z tym modelarni mamy przygotowanych pełno kawałków szyb na stołach, bo szyba jest płaszczyzną prostą. Ustawiamy na nich skrzydła i obciążone je tak sezonujemy.  Modele technicznie muszą być w pełni sprawne. Wszystkie zastosowane mechanizmy musza działać poprawnie, jest to klasa modeli, gdzie są one sterowane automatycznie, czyli bez ingerencji zawodnika, ma się trzymać na kursie. Temu służy sterownik magnetyczny umieszczony z przodu. Natomiast jest jeszcze drugi mechanizm, który kontroluje czas lotu modelu, zawodnik go sobie nastawia. Jeśli osiągnie ustalony czas, załącza się tak zwany determalizator, który powoduje szybkie opadanie modelu na ziemię. Chodzi o to, żeby model nie uciekł. Zdarzyło się nam przed laty w Lubomii, że mechanizm w takim modelu nie zadziałał, model poszedł już tak wysoko, że ledwo było go widać, nastąpił silny wiatr, ten model zniknął z oczu, zdmuchnęło go daleko. Wyobraźcie sobie, że ten model po dwóch godzinach dokładnie w to samo miejsce i wylądował 200 metrów od startu. Wiatr osłabł, model prawidłowo się sterował, więc trzymał kierunek, leciał z powrotem tak jak go zniosło i po dwóch godzinach wrócił. Natomiast w modelu, który ma Franek musieliśmy sięgnąć po pomoc profesjonalistów, to już jest model wykonany typowo zawodniczy, poza tym Franek startuje już inną metodą, metodą wyrzutu modelu. Franek tytuł Mistrza Polski zdobył w kategorii modeli F1E

A czym jeszcze zajmują się modelarze na zajęciach szkółki, jaki zakres obejmuje program całorocznych zajęć, oprócz modeli samolotów cos  jeszcze budujecie? Czy to prawda że ostatnio odwzorowaliście i zbudowaliście model legendarnego Spitfire’a?

Jan Pietrzykowski: Tak się zdarzyło, że otrzymaliśmy od sponsora cały zestaw części do budowy modelu Spitfire’a. Zastosowane materiały były bardzo słabej jakości, wykorzystując nasze doświadczenie i te zasłyszane od budowniczych tego modelu, że on nie lata, dokonaliśmy modyfikacji w modelu. Kształt wszystko zostało to samo, podstawowe części konstrukcyjne, te najmocniejsze zostały. Natomiast resztę materiału wymieniliśmy na nasze. Dużo lżejsze. Oczywiście korzystaliśmy tutaj z pomocy kolegów, mamy zaprzyjaźnionych radiomodelarzy z całej Polski i jeden z nich, kiedy podaliśmy mu wagę modelu kiedy był już gotowy, dobrał nam silnik elektryczny. W oryginale ten model miał latać na silniku spalinowym, wiążę się z tym sporo pobrudzonych części modelu, trudnodostępne paliwo, akcesoria do startu. Elektryka dzisiaj ułatwia sprawę. Kolega dobrał nam silnik i akumulator do tej wielkości, regulator, bo to jest cały taki zespół. Zmontowaliśmy to i namówiliśmy kolegę, który ma bardzo duże doświadczenie w lataniu, bo to nie jest w cale taka prosta sprawa. Ja zawsze twierdze, że latanie modelem jest trudniejsze niż latanie prawdziwym samolotem, bo tutaj trzeba widzieć co on robi, przetworzyć w głowie i sterować, a w dużej maszynie reaguje się od razu. Kolega wykonywał trzy loty, mamy to nagrane. Postanowiliśmy, że tym modelem dalej latać nie będziemy, bo nam go zwyczajnie szkoda. Poświęciliśmy z Andrzejem ponad pół roku pracy. Chcemy go wykorzystać jako model pokazowy, między innymi na eventach organizowanych przez MOSiR.

Poza tym, w tej chwili starsi budują modele szybowców zdalnie sterowanych, mamy już kilka sztuk na ukończeniu. W tej chwili zacznie się latanie. Ci młodsi przy mojej pomocy zaczynają już budowę radio modeli. Rakiety i balony budujemy na bieżąco. Początek wiosny balony, wtedy najlepiej latają, rakiety obowiązkowo, choć jest teraz problem z dostępem do silników rakietowych. Modelarstwo to też nauka o meteorologii, obserwacja pogody, wykorzystywanie wiatrów, prądów termicznych. To wszystko jest w programie szkółki, modelarz się w tym orientuje. Z resztą w tej chwili technika jest taka, że korzystamy dużo z informacji pogodowych, radarów czeskich czy naszego ICMu. W tej chwili spokojnie można przewidzieć pogodę na 3-4 dni to przodu.

Jakie starty przed Frankiem w najbliższym czasie i jakie cele na najbliższe lata? Jakie marzenia ma młody modelarz na swoje przyszłe życie i czy w nich jest miejsce na modelarstwo czy lotnictwo?

Franciszek Krakowczyk: Kolejne zawody mamy już ten weekend. Jedziemy na Puchar Polski w Nowym Targu. Na pewno chciałbym nauczyć się latać szybowcem, z relacji taty wynika, że to bardzo fajna aktywność. Modelarstwo traktuję jako hobby, nie wiąże z nim przyszłości, ale na razie mi się to bardzo podoba i chcę to kontynuować.

Panie Janku jak chciałby Pan zachęcić dzieci i młodzież do rozpoczęcia przygody z modelarstwem?

Jan Pietrzykowski: Chciałbym powiedzieć, że robimy lekcje pokazowe w modelarni dla szkół. Najczęściej są to szkoły podstawowe, ale mogą to być także szkoły średnie. Był czas, że dość mocno współpracowaliśmy z przedszkolem, no ale niestety wychowawczyni odeszła na emeryturę. Nie mamy problemów z naborem, w tej chwili nawet odmawiamy chętnym. Zapraszamy trochę później, być może ktoś odpadnie. Ale zawsze można przyjść do modelarni w godzinach zajęć i porozmawiać, zapytać.

Chciałbym jeszcze zaprosić na naszą najbliższą imprezę 11 listopada, zawody modeli halowych u nas w Hali Sportowej na ulicy Folwareckiej. Swój udział zapowiedziało dużo osób, mają pojawić się zaprzyjaźnieni modelarze z Radlina z modelami RC. Tam będą latały modele halowe zdalnie sterowane.

Serdecznie dziękujemy za rozmowę.