MOSiR: Dziś z nami Paweł Wrzeszcz trener siatkarskiej żorskiej drużyny seniorek. Na facebooku klubowym Sari i nie tylko tam możemy przeczytać o twoim bardzo bogatym życiorysie siatkarskim w roli zawodnika i trenera. Jesteś w środowisku siatkarskim w Polsce i poza jej granicami bardzo znany. Pierwszy raz Paweł Wrzeszcz jako trener seniorek w Sari Żory pojawiał się we wrześniu 2019 roku. Co robiłeś wcześniej i jak to się stało że akurat Żory wybrałeś jako kolejny przystanek swojej drogi trenerskiej?
GOŚĆ: Zacznę może od drugiej części pytania, jak to się stało. Przypominam sobie, bo jestem też aktualnie trenerem kadry Śląska i koordynatorem grup młodzieżowych w siatkówkę dziewcząt i że tam na spotkaniu, „Turnieju Nadziei Olimpijskich” w Szczyrku siedzieliśmy z wieloma trenerami i rozmawialiśmy o klubach i szkoleniu na śląsku, o plusach i minusach. O tych mocnych i słabych, ale też o tych które na tej mapie, gdzieś co roku są, ale brakuje czegoś. W pewnym momencie zaczęliśmy rozmawiać o Żorach, coś tam faktycznie słyszymy co roku o Sari, że jest fajne szkolenie, ale brakuje wyniku, jest fajne położenie, przyjazne miasto. Wszyscy chwalili, że fajny jest organizator, fajna hala. No to mówię, spróbujemy tam uderzyć. Siedząc wieczorem pomyślałem zadzwonię do Marka Utraty, przecież on działa w klubie do wielu lat, już nie pamiętam jaką funkcję pełni, a pamiętałem że Marek jest moim dobrym znajomym, robił u mnie kurs instruktorski piłki siatkowej parę lat wcześniej. I zadzwoniłem, pamiętam nawet, że Marek był zdziwiony kto dzwoni, zapytał co ja chce tu robić (śmiech). Odpowiedziałem, że jestem zainteresowany pracą, a dlaczego? Bo mieszkam niedaleko w Pszczynie, dlaczego pomyślałem o Żorach, stwierdziłem że dość już tej tułaczki sportowej, mojej trenerskiej, bo wcześniej jako zawodnik, 15 lat grałem zawodowo w siatkówkę w Jastrzębskim Węglu, w BTS-ie, w Górniku Radlin, itd. Później się wziąłem za trenerkę, to też wiązało się z wyjazdami, po Polsce czy to za granicą, czy to praca z kadrą Polski kadetek, czy to SMS w Sosnowcu, odwiedziłem wiele klubów nie tylko na śląsku ale i ścianie wschodniej, bo tam też był Biłgoraj czy Tomaszowia. Później był wyjazd za granicę. Byłem trenerem kadry narodowej w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, trenerem głównym seniorów, trenerem głównym juniorów, jako kadra seniorów w rozgrywkach azjatyckich (czyli odpowiednik Mistrzostw Europy) zajęliśmy 12 miejsce, w juniorach zdobyliśmy brązowy medal, mówiono, że to wielki sukces bo od 8 lat nie było żadnego medalu, później trenowałem jeszcze 3 lata w Zjednoczonych Emiratach Arabskich kluby lokalne. I w końcu mówię, że najwyższa pora osiąść, a tutaj jest fajny klimat, fajne miasto, fajni ludzie i środowisko. Swoją wiedzę i doświadczenie spróbuję przelać tutaj, zbudować fajny projekt i tak się rozpoczęła współpraca z MUKS Sari Żory. Skończyłem grać zawodowo mając 35 lat, to był mój ostatni mecz w Jastrzębskim Węglu, później poszedłem jako grający trener do RAFAKO Racibórz, to była druga liga, poprosili mnie o utrzymanie, jeszcze byłem grającym trenerem, ale wtedy już skończyłem granie i teraz już 18 rok idzie kiedy zająłem się trenerką. Obecnie jestem trenerem kadr Śląska, wcześniej byłem trenerem kadry Polski kadetek rocznika ’88-’89.
25 kwietnia 2021, to historyczny dzień dla żorskiej żeńskiej siatkówki. SARI Żory kończy tegoroczny sezon i awansuje do II ligi. Melduje się po raz pierwszy na ogólnopolskiej mapie siatkówki kobiet. To ogromny wyczekiwany sukces. W długiej historii żeńskiej siatkówki w naszym mieście były dwa podejścia do wywalczenia awansu do ogólnopolskich rozgrywek przez nieżyjącego już trenera Czesława Fojcika. Poprzednie zakończone fiaskiem, a Tobie się udało w tym roku. Jak Ty to zrobiłeś? Podaj i omów trzy najważniejsze aspekty, które przyczyniły się do tego awansu?
Przy tym pytaniu czuję się jakbym był na egzaminie (śmiech). Super pytanie. Pierwsza sprawa to chciałbym powiedzieć banalnie, a może i nie banalnie, czyli – miasto, środowisko, ludzie zaangażowani w ten projekt, który ja przedstawiłem i przyjazny siatkówce klimat. To jest numer jeden. Bez tego nie możemy mówić, nawet marzyć o czymś takim co się wydarzyło.
Dwa to projekt, który został przedstawiony na zarząd, w nawiązaniu do tego przyjaznego klimatu, projekt 5-letni przedstawiony przez moją osobę pokazał, że idziemy dobra drogą i cieszę się z tego, że w tym roku zrobiliśmy ten awans do 2 ligi, bo mamy jeszcze inne plany, szeroko idące, ale o tym to będziemy mogli rozmawiać kiedyś tam, w następnym sezonie, za dwa za trzy. Na pewno drużyna, to jest podstawa całej zabawy, skonsolidowana, stworzona, zmiksowana młodość z rutyną. Bardzo się cieszę, że mamy u siebie lokalne zawodniczki, że udało się stworzyć ten zespół właśnie na bazie lokalnych zawodniczek, to był klucz do całej zabawy. No i po trzecie praca, jaką wykonaliśmy i wiara, że możemy zrobić ten wynik. Ja cały czas powtarzam, jeżeli spotykam się pierwszy raz na treningu z dziewczynami, obojętnie z jaką grupą, to zawsze mówię, czy wierzymy w to co chcemy robić? I był odzew 100% „trenerze, tak wierzymy, to co trener ma zaplanowane, co chce zrobić, to my wierzymy w to”. Także wiara, wiara i jeszcze raz wiara spowodowało to, że zrobiliśmy ten awans. Pełne oddanie zawodniczek, nie było momentu, żeby było coś złego. Także wydaje mi się, że to są te trzy główne czynniki, które złożyły się na ten sukces.
Słyszałem ostatnio od Prezesa Biodrowicza, że od jakiegoś czasu, w zasadzie od miesiąca drużyna stała się jedną wielką rodziną w myśl, „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Wcześniej może nie do końca było to widać.
Tak, fajnie, że mi to przypomniałeś bo to ewidentnie też jeden z ważniejszych czynników, żeby mieć ten team spirit. Żeby to był zespół, gdzie każda idzie za każdą i w ogień się rzuci. Myślę, że wyjazd na turniej półfinałowy do Słupska właśnie spowodował to, że tam ta integracja uzupełniła się. I w 100% pokazaliśmy tam, że jesteśmy już zespołem. Naprawdę po tym turnieju wróciliśmy mocniejsi. Dziewczyny uwierzyły w to, że potrafią grać jeszcze lepiej, co później pokazały w finale. Także cieszmy się, że tak to się poukładało.
Ci którzy interesują się siatkówką śledzili Wasze poczynania, ale jak wyglądał mijający cały sezon, ta długa droga seniorek do awansu. Na początku było kilkanaście wygranych z rzędu, potem małe zachwianie i znowu mocna końcówka czyli turniej finałowy w Żorach od 23 do 25 kwietnia. Jakie były etapy tej wyczerpującej drogi do sukcesu, opowiedz o nich i kiedy uwierzyłeś że to może się udać?
W dobie pandemii to raczej dla każdego zespołu ten sezon był ciężki. Ja cały czas, gdziekolwiek jestem, w tym środowisku swoim trenerskim, a dosyć często przebywam to opowiadam w formie żartu, że województwo śląskie jest tak mocnym okręgiem, że wyjść z województwa śląskiego i zrobić awans do II ligi jest trudniej niż zdobyć medal w „Plus Lidze” (śmiech). Musieliśmy przejść pięć etapów, aby wywalczyć ten awans. Rozpoczęliśmy rozgrywki w rundzie zasadniczej, dwie grupy po 8 zespołów. Tam każdy drużyna w swojej grupie rozegrała mecz i rewanż. Następnie po 3 najlepsze drużyny z tych grup utworzyły grupę mistrzowską. Tam graliśmy z zaliczeniem punktów ze swojej grupy z rywalami z drugiej grupy z miejsc 1, 2 3 również mecz i rewanż. Po tej fazie została utworzona grupa najlepszych 4 drużyn, gdzie odbył się turniej w Pankach u najlepszego zespołu w tej grupie mistrzowskiej. I tam rozgraliśmy na nowo, z zerowych punktów mecz każdy z każdym. I tam nam się noga podwinęła. Tam było to potknięcie. Jest to dość ciężkie do wytłumaczenia ale ja to wytłumaczenie znalazłem w sposobie grania zespołów z Pankami, gdzie był to mecz otwarcia, gdzie praktycznie można powiedzieć, że kto wygrywa ten mecz jest już w tej dwójce finałowej, bo musimy pamiętać, że w tej fazie tylko dwa zespoły wchodziły do półfinału a trzeci zespół był dolosowywany. Przegraliśmy ten mecz ewidentnie 3-0, czynnikiem decydującym był chyba stres, który się wkradł u dziewczyn, a związane to było chyba z tym, że po bardzo długiej przerwie wrzuciłem na głęboką wodę Anię na rozegranie od początku meczu. Zespół nie potrafił się zgrać z nią w tym meczu. Doszło do paraliżu, na początku było dosyć dużo nieporozumień na boisku, w przyjęciu, w rozegraniu i w ataku. I nagle zauważyłem, że zespół stanął. Przegraliśmy ewidentnie 3-0, byliśmy bardzo źli na siebie. Tutaj akurat tą porażkę biorę na siebie. Bo mogliśmy to rozpocząć inaczej z Dominiką, a ewentualnie Anka mogła to uzupełniać, ale chciałem, żeby wejść mocno i pokazać przeciwnikom, że jesteśmy zespołem lepszym. Niestety złapaliśmy malusieńki dołek, wygraliśmy w tym turnieju tylko jeden mecz z POSiR Pszczyna 3-1, przegraliśmy 3-0 z Łaziskami, gdzie nam to już nic nie dawało bo nawet zwycięstwo 3-0 nie dawało nam awansu bezpośredniego i zajęliśmy trzecie miejsce. Byłem raczej spokojny bo wiedziałem, że będziemy raczej dolosowani, że dalej zagramy. Jak co roku, z racji tego, że województwo śląskie jest najmocniejszym okręgiem siatkarskim to ma priorytet, aby dolosować, dokooptować trzeci, zdarzało się nawet, że czwarty lub piąty zespół był dolosowywany. Później były półfinały, do których mieliśmy dwa tygodnie, które fantastycznie przepracowaliśmy, na spokoju, wytłumaczyliśmy sobie gdzie zrobił się problem, dziewczyny to zrozumiały, zintegrowały, zrozumiały, że to jednak była tylko wpadka. Pamiętam właśnie, że Dominika, kapitan powiedziała, my to sobie wszystko odbijemy w półfinale i finale i tak się stało. Także udany półfinał w Słupsku, trzy mecze rozegrane, trzy zwycięstwa po 3-0 i w finale wiadomo jak to się skończyło.
Jak zmontowałeś w tym sezonie zespół na miarę awansu, mocne i słabe strony tej drużyny? Jak oceniasz szanse w nowych drugoligowych rozgrywkach, czy obecny skład drużyny jest na tyle mocny, że nie wymaga wsparcia dodatkowych zawodniczek? Zakładamy, że Prezes Biodrowicz nie zmieni trenera w przyszłym sezonie, jakie cele w tych przyszłorocznych rozgrywkach przed zespołem i trenerem Wrzeszczem?
Nie chciałbym się szarpać w przyszłym roku o jakąś walkę o górę tabeli, chcielibyśmy się spokojnie utrzymać. To jest chyba najlepsze rozwiązanie. Szybko to wszystko poszło, ja uważam że to w ogóle jest „WOW” bo w pierwszym roku mojej pracy zrobiliśmy awans do pierwszej ligi śląskiej a teraz do II ogólnopolskiej, co roku wyżej i na razie mówimy stop. Ja mówię stop, chcę odpocząć, mniej stresu, przynajmniej dwa lata spokojnego grania, w pierwszym roku o spokojne utrzymanie, w drugim możemy zagrać o jakieś zaszczytne miejsca czyli pierwszą czwórkę, a za trzy lata będziemy myśleć o czymś więcej jak wszystko się będzie dobrze układało z punktu sportowego. Graliśmy wewnętrzne dwa sparingi z drugoligowym zespołem z Mysłowic. Mysłowice skończyły rozgrywki na drugim miejscu i miały półfinał o awans do pierwszej ligi i tam się potknęli w ostatnim meczu, mogli grać nawet w finale. Graliśmy tam sparingi po 4 sety, przegraliśmy 4-1 i 4-0 ewidentnie, ale w dwóch setach zawsze była walka. Myślę, że z tym zespołem można byłoby powalczyć o utrzymanie ale wolałbym nie ryzykować, żeby nie mieć jakiejś niespodzianki w przyszłym roku i ewentualnie trzeba się tu wzmocnić na jakichś pozycjach. Jeżeli chodzi o mocne strony to jestem bardzo zadowolony jeżeli chodzi o pozycje libero, jestem bardzo zadowolony jeżeli chodzi o środek, szwankuje nam przyjęcie i atak kończący na lewym skrzydle, chodzi mi o wysokie piłki, teraz współczesna siatkówka polega na tym, że trzeba być bardzo mocnym na skrzydłach, przy obronie, przy złym przyjęciu, przy piłkach sytuacyjnych. Uzupełniły się wystawiające Dominika i Ania. Dominika zrobiła swoją pracę, już jej podziękowałem, że cały sezon grała równo, do tych play-offów była sama, wiemy że nam pomogła, miała ciężką sytuację bo przed sezonem urodziła syna i szybko wróciła do grania. Także „chapeau bas”. I dzięki niej, jesteśmy też tutaj. Ania dokończyło to co miała dokończyć, bo to jest doświadczona zawodniczka, ze stażem pierwszoligowym. Na pewno musimy pracować nad tym , żeby dziewczyny, które zostaną muszą poprawić te technikę indywidualną. Z taktyką też nie jest źle, ale im dalej w las idziemy to trudniej, nawet Ewka (środkowa) powiedziała, trenerze jest wszystko super ale czasami sama się gubię, bo taktyka już jest dla mnie tak trudna i ciężka, że musze nad tym popracować. A mamy najwyższą środkową na tym poziomie rozgrywek, myślę, że na drugoligowym poziomie takiej zawodniczki nie ma.
W protokołach meczowych seniorek od kilku miesięcy pojawiają się dwa nazwiska Wrzeszcz, trener Paweł Wrzeszcz oraz zawodniczka córka Anna Wrzeszcz, która zresztą została MVP Turnieju Finałowego w Żorach. Jak prowadzi się zespół w takiej komfortowej lub niekomfortowej sytuacji, czasami trzeba dla jednej z zawodniczek pełnić rolę surowego trenera a czasami ojca? Jak to jest?
Opowiem Wam historię z życia z nią związaną. Będąc trenerem juniorek „BKS 6 Biłgoraj” spotkaliśmy się w finale Mistrzostw Polski Juniorek w Łańcucie, było to rok 2007 lub 2008. W tym finale, wśród ośmiu najlepszych zespołów w Polsce był też „BKS Bielsko Biała” i tam właśnie grała moja córka. Doszło do takie sytuacji, że gramy ostatni mecz o brązowy medal przeciwko sobie. I to był dopiero problem, nie wiedziałem jak się zachować, liczyłem na swoją drużynę jako trener, bo chciałem już mieć ten upragniony brązowy medal. Oglądałem też, jak moje dziecko walczy z drugiej strony z moim zespołem, widziałem jak chce udowodnić mi, że jest lepsza ode mnie. Bardzo trudne przeżycie. Pamiętam, wygraliśmy gładko to spotkanie 3-0, ja zdobyłem brązowy medal, uciekłem z tego spotkania prosto do szatni, tam się rozpłakałem, nawet teraz mi się łezki pokazują, ale wróciłem jak była dekoracja, no to ten medal który dostałem to podszedłem do niej i ten medal jej wręczyłem. Teraz po latach to mam komfort pracy, ja jej powiedziałem na zakończenie, cieszę się że mi pomogłaś, jej doświadczenie pomogło zespołowi, zrobiła jak najlepiej od zagrywki do bloku, bardzo mocno na siatce pracowała w bloku, na piłkach przechodzących i na wystawie. Bardzo ładnie taktycznie grała. Był może jeden taki moment w tym pierwszym przegranym secie z Lubczą, gdzie się zdenerwowałem, gdzie się w dwóch momentach pogubiła, ale to szybko zapomnieliśmy i po meczu razem się cieszyliśmy. A sama też mi powiedziała „tato w ogóle się nie stresowałam”, grała tak jakby była normalną zawodniczką jak pozostałe.
Czy Żory mają szanse stać się siatkarskim ośrodkiem sportowym znanym w regionie czy nawet Polsce, czy ten awans się do tego może przyczynić?
Świetne pytanie. Ja mam pomysł na to, i bardzo wierzę, że ten pomysł tutaj zrealizuję z ludźmi, którzy są w tym środowisku przyjaźnie nastawieni. Czyli od Prezesa, od Zarządu, od kibiców, od społeczeństwa od władz miasta, itd. Będę tu pracował do momentu, aż ktoś mi powie stop. Plan jest szeroki. Już teraz mówią o tym, że w Żorach się coś pozytywnego dzieje. Ja mam dalszy plan. Bardzo bym chciał, żeby Żory były mocnym ośrodkiem szkolenia młodzieżowego w województwie na dzień dzisiejszy. W ciągu pięciu lat chcemy tutaj zrobić ośrodek szkolenia numer jeden w województwie śląskim, chcemy zrobić bardzo dużą konkurencję dla Szkół Mistrzostwa Sportowego w Dąbrowie, w Bielsku czy też w Żywcu. Dlaczego tak mówię? Mamy fantastyczne miejsce, fantastyczny ośrodek, fantastyczną bazę, szkoły, fantastyczne ośrodki do około Żor, czyli Rybnik, Wodzisław, Jastrzębie, Skoczów, Mikołów, Łaziska, wszystko blisko. Chcemy zrobić taką typową, topową szkołę SMS, szkoły ponadpodstawowej, dla klas licealnych. Chcemy ściągnąć najlepszych trenerów i powolutku to tworzymy. Jeżeli to się uda zrobić, to moim drugim krokiem jest zrobienie takiego ośrodka żeby już nie tylko dzieci z województwa lgnęły do nas ale z Polski. I takie ośrodki w Polsce są bo jak sobie przypomnę i Legionovia i wcześniej Police i Gwardia Wrocław też tak rozpoczynali. Cieszę się, że taką wizję ja mam i ludzie z którymi współpracuję też taką wizję mają.
Poza rolą trenera seniorek Sari pełnisz w klubie jeszcze rolę koordynatora sekcji siatkówki, na czym polega ta praca, czym się zajmujesz?
No tak, jestem też tutaj koordynatorem i bardzo się z tego cieszę. Czyli moim zadaniem jest proces szkolenia, nie tylko mam pod sobą trenerów, których przysłowiowo rozliczam, ale też chcę pokazać w jakim kierunku mają iść pod względem swojego zawodu. Jak mają się rozwijać, na co zwracać uwagę. Jak się uczyć techniki, taktyki. Cały proces pedagogiczny i psychologiczny, żeby Ci trenerzy mogli te dzieci ściągać i żeby te dzieci mogły przychodzić do naszego klubu. Mamy bardzo dużo dzieciaków, tworzymy klasy sportowe, mam nadzór nad tym tworzeniem klas, nad naborami. Na dzień dzisiejszy mamy około 180 dzieciaków, będzie ich coraz więcej, z roku na rok. Jest to dosyć duży, czasochłonny projekt. Mamy fajny system, który wdrożyliśmy do klubu, czyli system zarządzania „ProTrainUp”, który pozwala nam na koncentrację, bazę i cały proces szkolenia, czyli wychwytujemy te perełki, talenty, które będą mogły nam zasilać ten pierwszy zespół. Mamy kontrolę dla trenerów, mamy kontakt z rodzicami, mamy całą bazę konspektów, ćwiczeń. Także myślę, że moja rola w tym koordynowaniu jest bardzo ważna. Tylko nadzór odpowiedni, który pozwoli na dialog między koordynatorem i trenerami pozwoli dalej rozwijać ten klub, myślę że idziemy w dobrym kierunku i trenerzy zrozumieli, że tylko przez taką pracę i współpracę z koordynatorem będziemy się dalej rozwijać, wchodzić na wyższe poziomy.
Na hali MOSiR pojawiasz się teraz w roli trenera, a my pamiętamy, że kilkanaście lat temu grałeś tu jako zawodnik podczas I Turnieju Siatkówki Klubowej Mężczyzn o puchar dyrektora MOSiR. Pamiętasz tamte czasy i zaraz dopytamy co sądzisz w kontekście awansu seniorek Sari do szczebla centralnych o pomyśle do powrotu do formuły organizacji jeszcze we wrześniu tego roku tego samego turnieju zmieniając kategorię „Mężczyzn” na „Kobiet”. I oczywiście w ponownym udziale w nim Pawła Wrzeszcza ze swoim II ligowym zespołem kobiet?
Jak najbardziej, ale wracając do tej sytuacji z przed nastu lat, to ja to doskonale pamiętam ten turniej. To była pierwsza edycja. Graliśmy tutaj z Iskrą Odyncowo, jak sobie przypomnimy to później topowy zespół europejski, który wygrywał niejednokrotnie Ligę Mistrzów. Pamiętam tą Iskrę, myśmy ich tutaj chyba zlali dość mocno. Później jak grała Iskra Odyncowo w telewizji to swoje dzieci wołałem i mówiłem, że z nimi grałem. To stare czasy, a jeżeli chodzi o pomysł wznowienia turnieju, to dla mnie jest idealny. Miałem w planach coś zrobić, jeżeli uda nam się wywalczyć ten awans, jakiś cykliczny turniej, wrócić do memoriału Czesława, to by było fajne ukoronowanie tego wszystkiego, tym bardziej że będziemy tutaj mieli bardzo mocną ligę żeńską. Przy okazji mamy tutaj bardzo dużą ilość zespołów które można zaprosić do Żor i zagrać sparingi , turnieje. Ja jestem otwarty i mówię tak, chciałbym żeby taki turniej był nawet z obsadą międzynarodową. Pod warunkiem, że się nam ta pandemia skończy. Mam dość dużo kontaktów we Włoszech i Francji, tam są moi koledzy, którzy chętnie nawiązaliby współpracę. Dużo rzeczy jest fajnych do zrobienia, podpisuje się pod tym pomysłem obiema rękami.
Czyli jest szansa, że kibice siatkówki w Żorach obejrzą mecze siatkarskie kobiet na wysokim poziomie. I tego sobie życzymy.
Tak, życzę tego sobie i wszystkim kibicom i Wam, bo granie bez kibiców, to tak jakby to nie jest granie. Cieszę się ogólnie, że trafiłem w takie miasto, w takich ludzi.